środa, 21 listopada 2012

warm this winter!

Czerwony sweterek w świątecznym klimacie marzył mi się już od dawna. Niestety, nie trafiłam jeszcze na odcień pasujący do mojej karnacji i każdy lądował w szafie Siostry, Mamy czy na Allegro :) W tym sezonie postanowiłam przyjrzeć się im wnikliwiej, poszukać możliwie jak najwięcej modeli i ruszyć na łowy.

W tym roku wyjątkowo niecierpliwie czekam na święta. Mam już dość panującej za oknem ponurej aury, mgieł, deszczu i szarości, Chcę już pełnych świątecznych światełek ulic, grzanego wina, gorących kasztanów i całej tej świątecznej krzątaniny. Nie przeszkadza mi nawet fakt, że zakup prezentów wciąż jeszcze przede mną :)

Wracając do tematu - poniżej przedstawiam Wam kilka sweterków, które szczególnie przypadły mi do gustu. I zachęcam do zakupu, czerwień to bardzo energetyczny kolor, ożywi nas zimą i być może sprawi, że będzie nam trochę cieplej...? :)


asos.com - 22.00 GBP



h&m - 59.90 PLN


h&m - 129.90 PLN


vero moda - ok. 100.00 PLN



zara - 99.00 PLN



niedziela, 18 listopada 2012

Style icon: Rita Ora



Rita Ora to młoda wokalistka, która całkiem niedawno szturmem zdobyła listy przebojów. Nie mnie osądzać jej styl muzyczny, jednak muszę przyznać, że zwraca na siebie uwagę swoim strojem i nierzadko też makijażem. Jej stroje są inspirujące i nigdy przesadzone, jak dla mnie - robią wrażenie :)
Dla mnie Rita jest mieszanką Gwen Stefani i Rihanny :) - wybuchowo!














wszystkie zdjęcia pochodzą z posh24.com


piątek, 16 listopada 2012

DIY: studded shirt

Dobry wieczór :) Z braku ciekawszych zajęć postanowiłam odświeżyć dziś flanelową koszulę w kratę, którą udało mi się za kilka funtów zakupić na riverisland.com dokładnie rok temu. Jak wiemy w tym sezonie wszystko co się błyszczy, ma ćwieki, kamienie, ozdoby jest jak najbardziej na tak, więc idąc za tą myślą, zdecydowałam odrobinę podrasować look mojej ukochanej flaneli (którą a propos nosiłam już baaardzo rzadko).

Postanowiłam iść po najmniejszej linii oporu, nie inwestowałam w drogie nabijane czy wkręcane ćwieki, ale kupiłam (o dzięki Ci moja ukochana Siostro, która wynalazłaś te cudeńka na allegro) przyszywane malowane na złoto stożkowe ćwieki i właśnie skończyłam ozdabianie mojej pięknej starej nowej koszuli :)

Nie potrzeba do tego zbyt wielu umiejętności krawieckich, wystarczy odrobina wyobraźni i voilà! Ja moją koszulę ozdobiłam akurat przy kieszeniach, ale równie dobrze będą wyglądały ćwieki przyszyte do ramion. W podobny sposób polecam zabawę ze swetrami, bluzkami, spodniami, a nawet butami (przy czym tu już musicie nabyć ćwieki z prawdziwego zdarzenia ;)) Plastikowe przyszywane mają ten plus, że jak już znudzi Wam się zbyt świecące ubranie, wystarczy je po prostu odpruć, a (o ile nie jest to bardzo gładki materiał) nie pozostanie po nich ślad!














Życzę miłej zabawy ;)

środa, 14 listopada 2012

follow me!

Lubię ten szybki i nieskomplikowany sposób dzielenia się tym, co akurat robię :)  


instagram.com/aniaklemm

Zapraszam <3









wtorek, 13 listopada 2012

wedge sneakers

Odkąd Isabel Marant zaprezentowała trampki na koturnie, zapanował istny szał nie tylko wśród gwiazd, ale także na ulicach. Sięgając pamięcią daleko wstecz, byłam już raz szczęśliwą posiadaczką sportowych butów na koturnach - w piątej klasie podstawówki, kiedy pierwszy raz w życiu odwiedziłam Włochy :) Pamiętam, że wszystkie koleżanki zazdrościły mi tego cudnego nabytku, a tu proszę - choć nieco zmodyfikowana - ale moda wróciła. Czy jeszcze mnie to kiedyś zaskoczy? 

Muszę przyznać, że ten model buta jest strzałem w dziesiątkę. Niestety, mnie nie udało się zakupić oryginałów, ale w Promodzie znalazłam swój ideał :) Są wygodne i lekkie, w całości wykonane z naturalnego zamszu, zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia :)





(www.isabel-marant-sneakers.overblog.com)


(www.themamacita.blogspot.com)


(www.celebritystreetstyle.com)


(www.sincerelyjules.com)






sobota, 10 listopada 2012

everyone talks about it!

Po dlugiej nieobecności, za co Was MOOOOCNO przepraszam, powracam ... z Victoria's Secret 2012  Show, które mnie absolutnie zachwyciło! To już nie tylko pokaz bielizny, ale istny majstersztyk, dzieło sztuki godne podziwu! Tu nie trzeba wiele mówić, wystarczy spojrzeć :)



Alessandra Ambrosio (źródło: posh24.com)


Miranda Kerr (źródło: posh24.com)



Rihanna (źródło: posh24.com)



Adriana Lima (źródło: posh24.com)


Lily Aldridge (źródło: posh24.com)


Candice Swanepoel (źródło: posh24.com)


Miranda Kerr (źródło: posh24.com)


Alessandra Ambrosio (źródło: posh24.com)


Adriana Lima (źrodło: posh24.com)


Doutzen Kroes (źródło: posh24.com)


Alessandra Ambrosio (źródło: posh24.com)


Magdalena Frąckowiak (źródło: glamour.pl)


środa, 10 października 2012

kuskus take away :)

Dziś o jedzeniu. Dla wszystkich tych, którzy rano nie mają zbyt wiele czasu na przygotowanie w miarę pełnowartościowego posiłku idealnego na lunch :)




Kuskus (z arabskiego kaskasa – tłuc, rozbijać) to tradycyjny produkt spożywczy, łączący cechy makaronu i kaszy, a także nazwa przyrządzanej z niego potrawy. Wywodzi się z kuchni krajów Maghrebu(północno-zachodnia Afryka) i ma postać okrągłych ziaren o średnicy rzędu 1 mm, otrzymywanych z pszenicy twardej (wikipedia).

Ja osobiście kuskus odkryłam już dawno, jednak jego prawdziwe zalety doceniłam dopiero w momencie, gdy na kanapki nie mogłam już patrzeć :) Kombinowałam, łączyłam różne smaki i składniki aż odkryłam mój ulubiony (no... może jeden z ulubionych) - z wędzonym łososiem! Samo zdrowie, a przy tym jakie pyszne (jak wiemy zdrowe nie zawsze równa się dobre w smaku;))

Tak więc do dzieła (obiecuję, że całośc zajmuje dosłownie chwilkę). Moj patent jest taki, że zaraz po przebudzeniu zalewam wodą pół szklanki pysznej kaszki i idę robić swoje - w tym czasie kuskus pęcznieje.
Gotowa do wyjścia szybko zabieram się za resztę:

1 ogórek kiszony lub małosolny
kawałek wędzonego łososia
garść koperku
oliwa z oliwek
sól i pieprz (opcjonalnie)




Ogórek w kostkę, łosoś w cząsteczki, koperek posiekać dość grubo, całośc wymieszać, dodać 2-3 łyżki oliwy z oliwek, przyprawić do smaku i zabrać do pracy :)

Smacznego!

piątek, 10 sierpnia 2012

saying goodbye to summer

Sierpniowy wieczór. Na dodatek piątek. Ja zamiast wylegiwać się na jakiejś egzotycznej wyspie, siedzę w domu (jest tak zimno,  że o balkonie nie ma mowy) i szukam inspiracji do czegokolwiek. Trudno uwierzyć w to, jak zimno może być latem. Ale jest i nic na to nie poradzę, tak więc muszę się z tym pogodzić.






Myślę o lecie - oczywiście w kontekście modowym - i zastanawiam się, co ciekawego wydarzyło się w prawie minionym już sezonie. Jakie trendy opanowały sklepy, jakie kolory, fasony... i oczywiście czy jest coś, co możemy wykorzystać jeszcze jesienią. 

Zacznę od królowej - jej wysokość baskinka. Założę się, że zagościła w niejednej z szaf i jeszcze na pewno sporo czasu minie zanim zapomniana spocznie na ich dnie :) Tego lata baskinka była dodatkiem do bluzek, spódnic i sukienek. Fenomenalne jest to, że wciąż się nią zachwycamy - ze mną na czele. Ale jak można oprzeć się czemuś, co jest zarazem urocze, kobiece i zalotne? Niestety, baskinka nie każdemu pasuje. Mając szerokie biodra, lepiej jej unikajmy, żeby niepotrzebnie nie zrobić sobie krzywdy ubiorem. W szczególności jeśli chodzi o sukienki, czy spódnice - lepiej czasem zrezygnować z czegoś - nawet jeśli jest to najgorętszy hit sezonu (tak wiem, w kółko to powtarzam) ;-) 

Na miejscu drugim - neony! Taaaak, ubrania w kolorze kamizelek drogowców to także gorący trend, który podoba mi się ze względu na to, że już bardziej kolorowy i radosny być nie może - a przecież latem chodzi o to, by dać sobie spokój z czernią, szarością i innymi smutnymi barwami - zapewniam, że na to będzie czas jesienią i zimą. Na neonową bluzkę sama się skusiłam - oczywiście upolowałam na letnich wyprzedażach (które btw w tym roku były baaardzo kiepskie) - bardzo ją polubiłam i na pewno wykorzystam ją jesienią, chociażby dla kontrastu zestawiając z czernią.













Biel (także w wersji total look) - przekonuje mnie każdego roku. Nie przekonały mnie jedynie białe szpilki - choć były i nadal są bardzo modne, białe buty zostawiam na ślub - w każdym innym przypadku odpadają. Pomijając białe buty, cala reszta jest jak najbardziej na tak! Z bielą jak wiadomo możemy zestawić każdy kolor. Mnie w tym sezonie zauroczył zestaw biel+szary, do tego trochę beżu w postaci paska, butów, czy torebki i gotowe - mówiłam już, że kocham minimalizm? :-) 

Czwarte miejsce - i tu musiałam się bardzo mocno zastanowić - czy będzie to aztecki print czy buty z metalowym czubkiem, ale chyba jednak buty :-) Blaszany przód dodaje niesamowitego charakteru, wygląda zadziornie i sexy. Podoba mi się to, ze w tym sezonie zrezygnowano z przeogromnych platform na rzecz delikatnych szpilek z czubkiem (czy to metalowy, czy zwykły - rewelacja!) Przeglądając wyprzedaże na topshop.com trafiłam na taki właśnie model i za niecałe 30 funtów zakupiłam skórzane szpilki z metalowym czubkiem, w których się absolutnie zakochałam.




Ostatni MUST HAVE, któremu nie uległam to właśnie azteckie wzory, które mogłyśmy znaleźć nawet na paznokciach. Pomimo, ze bardzo mi się to podoba, kompletnie mi nie pasuje. Nie mniej jednak - polecam. Szczególnie podoba mi się w zestawie z dżinsem albo dla bardziej odważnych - z innym printem. 

Wydaje mi się, że to byłoby na tyle. 5 trendów, które chętnie jeszcze ponoszę - mam wielką nadzieję, że lato nie odeszło jeszcze na zawsze i jak jutro się obudzę to cieple słońce znów pogłaska mnie po twarzy :-)


wtorek, 19 czerwca 2012

O dress code słów kilka ...

Krótko mówiąc, dress code to zbiór określonych reguł, którymi należy kierować się dobierając strój do pracy. Oczywiście w każdej firmie obowiązują inne normy ubierania się, jednak istnieją pewne zasady, które są uniwersalne i ponadczasowe, a stosując się do nich, możemy być pewni, że ubraniowe faux pas nam nie grozi. 

Dobierając strój do pracy warto stosować zasadę im mniej tym lepiej - postawić na skromność i minimalizm, żeby nie narazić się na komentarze ze strony kolegów, a co gorsza - szefa. Pamiętam jak jakiś czas temu pracowałam w urzędzie, gdzie wydawałoby się, że dress code jest normą i nikt nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości, a okazało się, że w praktyce jest zupełnie inaczej. Dowolność ubierania się odbierała temu miejscu profesjonalizm i powagę. Dlatego tak ważne jest jak wyglądamy w pracy. Przede wszystkim pracując w biurze (już nie tylko w instytucji państwowej, ale każdej innej firmie) musimy przykładać szczególną wagę do swojego wyglądu po to, by klienci i współpracownicy odbierali nas jako osoby solidne, profesjonalne i zorganizowane. 

Skompletowanie garderoby do pracy nie jest skomplikowaną rzeczą, o ile zapamiętamy kilka podstawowych zasad. Przede wszystkim kolor - stawiamy na klasyki - granat, beż, szary, rzadziej czarny - pomimo, że uwielbiam czerń, w pracy wygląda ona dość smutno i przygnębiająco. Wyjątkiem są czarne spodnie, czy ołówkowa spódnica. W zależności od tego, w czym nam jest ładnie i jaki kolor pasuje, polecam granat (w szczególności blondynkom), popiel i beż (niezastąpione na wiosnę i lato). Wyjątkiem może być bordowy, czy szmaragdowa zieleń. My kobiety na szczęście nie musimy stosować się do tak restrykcyjnych norm jak panowie, którzy nie mają zbyt dużego pola do popisu jeśli chodzi o garnitury i koszule. 






Jak już dobierzemy sobie kolor, zwróćmy uwagę na kroje i fason. I tak - długość spódnicy (w żadnym wypadku mini;)) - najlepiej gdyby sięgała do kolana lub kończyła się niewiele nad nim, można też stanąć z wyprostowanymi rękoma i sprawdzić czy spódnica sięga co najmniej do końca środkowego palca. Bluzki nie powinny odsłaniać zbyt wiele ciała - pleców, brzucha, czy ramion, ponieważ w pracy - niestety - wygląda to mało elegancko. W sklepach jest ogromny wybór bluzek odpowiednich do pracy, a ostatnio modne bluzki z baskinką nawet za biurkiem mogą zrobić prawdziwą furorę - polecam w szczególności do spodni rurek i ołówkowych spódnic. Oczywiście wszelkie żakiety, koszule, ołówkowe sukienki i kardigany są mile widziane :-)

Jeśli chodzi o biżuterię - dwa elementy to absolutne maximum. Szaleństwa zostawmy sobie na "po pracy", a przez te 8 godzin dziennie wstrzymajmy się od nadmiaru błyskotek. Odpadają wiszące kolczyki, szeleszczące bransolety, błyszczące kamienie i zbyt duże elementy. W pracy nie musimy zwracać na siebie uwagi biżuterią, a tym co robimy. Zegarek, czy delikatna bransoletka plus prawie niewidoczne kolczyki w zupełności wystarczą. Czasem można "przemycić " odrobinę indywidualnego stylu, ale tam gdzie obowiązuje ścisły dress code, lepiej tego nie robić. 

Najczęstszym błędem popełnianym przez kobiety jest niezakładanie rajstop latem i odsłanianie stóp. Jeśli but ma minimalny otwór na palce, nikt nam głowy nie urwie, ale zakładanie sandałków jest już całkowicie nie na miejscu. Do tego koszulki na ramiączkach, które też powinnyśmy zostawić sobie na popołudnie. Na pocieszenie dodam, że my kobiety na szczęście nie musimy nosić koszul i garniturów ;-)

Dress code nie jest na szczęście taki straszny jak go malują - przynajmniej wstając rano nie mamy problemu co znów na siebie włożyć :-) 


Stand up for the boys in green!

Dzięki nalotowi Irlandczyków, Poznań zazielenił się na dobre dwa tygodnie. Miasto ożyło. Chyba w samej Irlandii nie było nigdy aż tak zielono :-) Z uwagi na to, że sama spędziłam na tej pięknej wyspie dwa lata i mam do niej ogromny sentyment, trzymałam mocno kciuki za drużynę z tego kraju. Niestety, nie udało im się tym razem, ale kibiców mają najlepszych na świecie - a na pewno w Europie. Mi samej udzielił się piłkarski nastrój i pomimo, że do tej pory oglądałam mecze na ekranie własnego tv, tak na ostatni mecz Irlandczyków z Włochami wybrałam się na strefę kibica. I nie żałuję ani minuty. Mam nadzieję, że nawet jak nasi goście wyjadą już do swoich krajów, w Polsce nadal będzie kolorowo, radośnie i przede wszystkim przyjaźnie :-)





I <3 Ireland!



piątek, 1 czerwca 2012

To ja kobieta




Dziś ukazał się drugi numer magazynu "To ja kobieta". Zapraszam do czytania online - poniżej link


Znajdziecie tam wiele ciekawych artykułów nie tylko o modzie, ale dowiecie się również jak przetrwać
 EURO 2012 :)

Polecam !

środa, 9 maja 2012

i love berlin!


















Hit sezonu :-)

Nie wiem dlaczego te dwa słowa przyprawiają mnie ostatnio o dreszcze i ból głowy. Mam wrażenie że z sezonu na sezon  zatracamy gdzieś swój indywidualny styl a zaczynamy wyglądać jak żywe manekiny. Obserwując ulice polskich miast czuję się jakby ktoś oblał wszystko co możliwe pudrową polewą. Z jednej strony pocieszający jest fakt, że coraz częściej wybieramy kolor zamiast szarości, ale nie dajmy się zwariować. To, że modelka w reklamie pięknie wygląda w mięcie od stóp do głów, nie znaczy, że i my musimy :-) Sama chciałam za wszelką cenę skusić się ostatnio na piękne miętowe rurki i choć bardzo chciałam je mieć, czułam się w nich i wyglądałam jak lekarz przed wejściem na salę operacyjną. Jeżeli nie jesteśmy pewne jak w czymś wyglądamy, zawsze możemy zrobić sobie zdjęcie w przymierzalni, a później w domu na spokojnie ocenić, czy dany hit faktycznie pasuje do naszej osobowości. Ja tak często robię dlatego gwarantuję, że to niezawodny sposób na nie uleganie chwilowej modzie.






Nigdy nie rezygnuję z zasady ze mniej znaczy więcej, dlatego taki total look w postaci pudru i pasteli - a może pastelowego pudru - powoduje, że mam mdłości :-) Osobiście uważam, że znacznie ciekawiej wygląda jeden, maksymalnie dwa akcenty danego koloru w stylizacji niż nic nie mówiąca całość. Ale to są właśnie tytułowe hity sezonu - wczoraj kwiaty, dziś pastele, jutro paski, a kto wie co będzie później. I tak w kółko, bo moda jak wszystko inne, zatacza koło i znów do nas wraca. Dlatego warto spojrzeć wstecz, poszukać inspiracji u  gwiazd kina czy sceny muzycznej, a poszukiwanie własnej drogi w ubiorze może wówczas stać się wielką frajdą. A kiedy już znajdziemy swój własny i niepowtarzalny styl, nie będzie potrzeby ubierania na siebie wszystko co modne. Wówczas i portfel będzie pełniejszy :-)